Do Włoch wyjechaliśmy we wtorek rano 6 maja autobusem z Lublina. Rowery mieliśmy dobrze opakowane i lekko rozłożone. 9 maja o godzinie 9.00 dojechaliśmy do Bolonii. Składanie rowerów i zakładanie sakw zajęło nam z godzinkę i w drogę. Po ok. 10 kilometrach na wschodnich rubieżach miasta pierwszy cmentarz w Bolonii (a w zasadzie to ostatni- na północy Włoch).
Cmentarz niestety był zamknięty na klucz dlatego do jego wnętrza dostaliśmy się skokiem przez płot. Cmentarz ładny, dość mały i zadbany. Po półgodzinnym zwiedzaniu czas w drogę. Po 125 km nocleg nad morzem zaraz za Rimini w małym hoteliku przy plaży. Morze cieplutkie. Hotelik zadbany. Następnego dnia zgodnie z planem jechaliśmy wzdłuż morza, udało się przejechać ok. 125-130 km. Drugi dzień był już ciepły – ok. 25 stopni Celsjusza. Ok. 17.00 dotarliśmy do Loreto – to drugi i największy cmentarz żołnierzy II Korpusu polskiego we Włoszech, a przy okazji najważniejsze sanktuarium Maryjne we Włoszech (polska Częstochowa). Klucz od cmentarza dały nam polskie siostry prowadzące w Loreto dom pielgrzyma. W Loreto pochowanych jest 1060 polskich żołnierzy z 2700, którzy są pochowani we Włoszech. Kolejny dzień, to następne 130 km wykręcone nad morzem i nocleg w okolicach Pescary w Hoteliku z widokiem na morze. Zimne piwo o zachodzie słońca na plaży smakowało znakomicie. Następny dzień podróży to skwar jak diabli i wykręcone tylko lekko ponad 110 km, bo cały czas było pod wiatr i nocleg w Agroturystyce ok. 25 km od Foggia. Na kolację pizza w restauracji na miejscu z zimnym piwem – na pocieszenie. Spaliło nas mocno podczas dnia, skończyły się klimaty nadmorskie, a obszary słabo zaludnione. No i kolejny dzień znowu pod wiatr, ale udało się wykręcić ponad 100 km – odczuwamy pierwsze poważne zmęczenie organizmu. Znowu powrót nad morze i 2 noclegi w kurorcie o nazwie Barletta w B& B. Następnego dnia czekało nas ciężkie zadanie. Co prawda bez bagaży ale trzeba było dojechać na cmentarz w Casamassima na południe od Bari – miało być ok. 60-70 km a faktycznie wyszło 84 km w jedną stronę. Na cmentarz dojechaliśmy przed 15. To pierwszy i najmniejszy cmentarz polaków, którzy zginęli od chorób i wycieńczenia – nawet do 1946 r., a nie w trakcie walk. Pochowanych jest tam ponad 400 osób. Kustosz cmentarza, który nasz przywitał stwierdził, że pracuje tu od 15 lat, ale nikt z polaków nie dojechał tu nigdy rowerami. Byliśmy dumni z siebie. Do czasu kiedy nie uzmysłowiliśmy sobie, że trzeba jeszcze wrócić kolejne 84 km, co dało trasę dnia równe 168 km. Po drodze jeszcze zdjęcia z policjantami włoskimi. Od rana powrót do Foggia i może ciut dalej. Wracaliśmy inną drogą lokalną, wyszło krócej z 10 km, ale droga słabej jakości i cały czas niestety pod wiatr. W Foggia przekąska i zatrzymaliśmy się na nocleg w Lucera po przejechaniu ponad 90 km. Miasto ładne z pięknym starym miastem.
Kolejnego dnia zaczęły się schody. Zimno, deszcz, wiatr w twarz. Założyliśmy, że dotrzemy do Campobasso- czyli jakieś 70 km, ale po 20 mieliśmy już dosyć. Cały czas pod górę, a na dworze od 10 do 18 stopni ciepła. No i deszcz co chwilę. Po 10 godzinach walki z podjazdami udało się wjechać do Campobasso, które mieści się na wysokości ok. 1000 m.n.p.m. Kolejnego dnia droga była głównie z górki, nie padało i było ciepło. A dookoła piękne widoki zaśnieżonych gór. Przejechaliśmy tylko ok. 55 km bardzo powoli. Mogliśmy dotrzeć tego dnia do Cassino, ale był tam finisz wyścigu Tour de Italia i nie chcieliśmy mieć problemów. Zanocowaliśmy w miejscowości Venafro ok. 25 km od Cassino w małym hoteliku. Po drodze zwiedziliśmy tam cmentarz żołnierzy francuskich korpusu afrykańskiego (cmentarz ogromny ok. 3000 grobów, głównie marokańczyków i tunezyjczyków ). W piątek byliśmy w Cassino ok. 11. Rozbiliśmy namiot na boisku piłkarskim, bo przebywała tam duża grupa polskich studentów i żołnierzy, którzy mieli biec na Monte Cassino w biegu 11 kilometrowym. Na górę – niestety w deszcz, wjechaliśmy rowerami bez sakw, po ok. 40 minutach wspinaczki osiągnęliśmy cel wyprawy. Na cmentarzu ogromne manewry ok. 400 polskich harcerzy przed uroczystościami w niedzielę. Potem zwiedzanie klasztoru i powrót pod namiot. W sobotę o 10.00 w Cassino przy polskim muzeum braliśmy udział w odsłonięciu pomnika gen. Andersa przy udziale jego córki, kombatantów, których żyje jeszcze 98. Zwiedzanie licznych wystaw, w tym polskiej grupy rekonstrukcyjnej z II Wojny Światowej ze Szczecina i z innych krajów. O 16.00 Mariusz pobiegł w biegu na górę Monte Cassino, dobiegł w środku stawki otrzymując piękny pamiątkowy medal. W sobotę byliśmy również na cmentarzu angielskim – u stóp góry w Cassino. Cmentarz przepięknie utrzymany. W niedzielę uroczystości na cmentarzu z udziałem licznej rzeszy Vipów w tym premiera Tuska. Po uroczystości powrót do Rzymu. W niedzielę ujechaliśmy tylko 75 km. Od Fornia trasa przy morzu, tym razem Tyreńskim i piękne klimaty po drodze. Klify i niezliczone plaże. Następnego dnia, głównie drogą przy morzu, po 150 km dotarliśmy do Rzymu. Trzy dni zwiedzania Rzymu, a w piątek 23 maja powrót do Polski. Przez całą naszą wyprawę (1420 km) rowery nie zawiodły. Nie złapaliśmy po drodze nawet gumy.
Tekst: Sławomir Góźdź – Region IPA Lublin
Zdjęcia: Mariusz Smarzak/Sławomir Góźdź